kregu
Moderator
Dołączył: 07 Sty 2007
Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Namysłów k/Opola
|
Wysłany: Wto 19:52, 24 Lip 2007 Temat postu: Czy kierowca wiedział, że ma specjalne hamulce? |
|
|
Rozmowa z Markiem Jarockim, dyrektorem PKS w Tychach.
Widać, że zdołał zwolnić do 60 km, bo autobus zsunął się ze skarpy. Gdyby jechał 100 km/h, autokar przeleciałby 40-50 metrów. Zginęliby wszyscy
Tomasz Głogowski: Kierowca zignorował zakaz i wybrał drogę RN 85, gdzie spadek wynosi 12-14 stopni. To przesądziło o tragedii?
Marek Jarocki, dyrektor PKS w Tychach: Gdyby skorzystał ze wszystkich systemów hamowania, nachylenie drogi nie miałoby znaczenia. Ta scania z 2000 r. ma potrójny system bezpieczeństwa: tradycyjne hamulce bębnowe lub tarczowe, specjalny „kurek”, który steruje dopływem spalin, tak że silnik nie może rozwinąć większej prędkości, i najbardziej skuteczne zabezpieczenie - elektromagnes na wale silnika, który włączony stawia taki opór, że wyhamowuje autokar (na prostej drodze nawet do zera). Kierowcy jeżdżący w górach włączają jeden albo dwa systemy i pomagają sobie tylko tradycyjnym hamulcem. Autobus nie ma wtedy prawa rozpędzić się więcej niż 30 km/h.
Więc te systemy nie zadziałały?
- Moim zdaniem kierowca nie skorzystał z trzeciego systemu zabezpieczeń. Gdyby go włączył, autobus nie rozpędziłby się do takiej prędkości. Może nie wiedział, że go ma? To był niedoświadczony kierowca.
Ślady hamowania - po jednej stronie długi, czarny ślad, a po drugiej tylko białe, stalowe wyżłobienie w asfalcie - świadczą, że kierowca tak długo naciskał na hamulce, aż rozgrzał je do czerwoności. Mówimy w takich sytuacjach, że je zeszklił. Potem zapaliły się prawe opony i kierowca nie był już w stanie wykonać żadnego manewru.
Wyhamował jednak na tyle, że autobus uderzył w barierę z prędkością ok. 60 km i zsunął się ze skarpy. Gdyby jechał 100 lub 120 km/h, autokar wyskoczyłby jak z procy i przeleciał w powietrzu 40-50 metrów. Wtedy zginęliby wszyscy.
Czy dla pasażerów był w ogóle jakiś ratunek?
- Możemy tylko teoretyzować, ale moi kierowcy mówią, że gdyby nie stracili zimnej krwi, próbowaliby przewrócić autobus na bok. Wjechać na jakąś skarpę. W takich wypadkach ofiar jest zazwyczaj mało. To tylko teoria. Gdy przychodzi dramatyczny moment, mało kto potrafi tak się zachować.
Autokar przeszedł szczegółowe badania w Niemczech.
- To dziwne. Nikt w branży tak nie robi. Takie badania są tam trzy razy droższe niż u nas. Mogło być tak, że ten autokar został po prostu zatrzymany w Niemczech przez BAG, czyli tamtejszy inspektorat ruchu drogowego i ze względu na jakąś usterkę skierowany na badania techniczne.
A wybór drogi? Kierowca celowo wybrał skrót?
- Nigdy nie jest tak, że to kierowca decyduje, którą trasą jechać. To mówi mu pilot, który ma rozpisaną wycieczkę. Czasem rzeczywiście mówi kierowcy: wybierz najkrótszą drogę. I dopiero wtedy kierowca, patrząc na mapę czy GPS, decyduje, jak jechać.
Czy jest szansa, że dowiemy się, co tak naprawdę się stało?
- Na zdjęciach widziałem, że kabina nie spłonęła całkowicie. Mógł się więc zachować tachograf, czyli taka "czarna skrzynka". Wtedy widzielibyśmy wszystko: jak długo jechał kierowca, jak nabierał prędkości, z jaką szybkością uderzył w barierkę. Tych samych danych mógłby dostarczyć system GPS, a jest duże prawdopodobieństwo, że autokar był w niego wyposażony.
Jakie z tej tragedii trzeba wyciągnąć wnioski?
- Przede wszystkim należy zmienić system szkolenia kierowców. Kiedyś co roku z wojska wychodziło 2-3 tys. chłopaków, którzy mieli prawo jazdy na ciężarówki. Dziś kierowców brakuje, bo jeżdżą w Danii czy Hiszpanii. W moim przedsiębiorstwie od miesięcy stoi ciężarówka, którą nikt nie jeździ, bo nie zaryzykuję, że dam ją niedoświadczonemu człowiekowi.
Rozmawiał Tomasz Głogowski, Katowice
Post został pochwalony 0 razy
|
|